niedziela, 19 czerwca 2011

Dnia dzisiejszego odnalazłam filmy z przedsięwzięcia zwanego A Song A Place. Całość została nagrana w Belgii, a że ja i mój język francuski nigdy nie mieliśmy okazji się poznać, nie jestem w stanie zbyt wiele o całej imprezie powiedzieć. Grają folk, indie - folk, czy jak to tam można zaszufladkować. Artyści są na tyle nieznani (ja kojarzę tylko Dana Millera, ale i tak nie wiem z czego), że znikąd nie da się zapożyczyć ich muzyki. Pozostaje jedynie klikać na youtube, vimeo czy prywatnej stronie ASAP (a na playerze nie znajdują się wszystkie utwory).
Uważam, że to nagrania bardzo godne polecenia. Muzyka przyjemna, w stylu Iron&Wine (którgo tegoroczna płyta towarzyszy mi w tym tygodniu), Bon Iver, Grizzly Bear. Są tak nieznani, że nawet last.fm ich nie kojarzy.


wtorek, 7 czerwca 2011

Długo biłam się z myślami na temat tej notki, ale stwierdziłam, że i tak nie będę obiektywna, bo kolejny mój ULUBIONY wydał płytę. W takim wypadku kompletnie zanika mój krytycyzm, połykam całość nie patrząc na ości, jak było w przypadku Mine Is Yours Cold War Kids z 2010. Nie ma co się rozwodzić - najgorsza płyta twórców genialnego Hang Me Up To Dry.
Ale ja nie o tym, nie o tym.
Dzisiaj to nie będzie w żadnym stopniu recenzja, a jedynie apel o uwagę dla nowej płyty My Morning Jacket.

My Morning Jacket - Circuital [2011]


Podobno mieli być na Off w tym roku. Niestety, wybrali Lollapaloozę.
Płyta była dla mnie walką, czyli dokładnie tym, czym powinna. Z jednej strony popędzałam ją, żeby było dalej, szybciej, mocniej, z kolejnej zaś rozkoszowałam się każdym dźwiękiem, uderzeniem perkusji i słowem. Tak, to nieco erotyczne doświadczenie. 
Uwielbiam panów z MMJ za ostatnie na płycie utwory. Na Early Recordings: Chapter 1: The Sandworm Cometh był Rocket Man, na Evil Urges cudowny Touch Me I'm Going To Scream, no i oczywiście Z i Dondante. Tutaj mamy kolejną doskonałość w postaci Movin Away. No cóż, mnie zaklęło. 
Kiedy przeglądałam Teraz Rock sprzed jakiegoś pół roku (tak, namiętnie subskrybuję co pół roku), i znalazłam informację, że nowa płyta ma przypominać garażowe nagrania z Early Recordings, padłam na kolana i błagałam, żeby to była prawda. Wyszło połowicznie, ale to chyba dobry efekt końcowy. Całość jest doskonale wyważona. Każdy dźwięk jest na miejscu. Jestem absolutnie amazed i in love. Polecam z całego bijącego i kochającego serca.


Najlepsze:

sobota, 7 maja 2011

nie słucham kultu, kazika...

... ani innych projektów Staszewskiego ze szczególnym uwielbieniem, ale ze zgrozą przyglądam się konfliktowi na linii Kazimierz - LeeQs. Po wpisach na onecie, pudelku i innych nadobiektywnych portalach, postanowiłam odwiedzić staszewski.art.pl i oficjalne forum oficjalnej strony oficjalnego K/kultu. 
Pan Kazik i pan manager chyba strzelili sobie w stopy. O ile poprzedni antyreklamowy stosunek artysty wydawał się być całkiem w porządku, o tyle archaiczne myślenie, że fani będą kojarzyć go z "cheeseburgerami i mediamarktami" przez generowane reklamy z googli, jest po prostu głupawe. Z tego co przeczytałam, każdy oddany fan Kultu i projektów korzystał z fanowskiej strony prawie codziennie, więc i reklama zespołu była właściwie darmowa. Za co pan LeeQs miał opłacać serwery, skoro i tak włożył tyle pracy w dziesięcioletnią pracę nad stroną? Było Pana Przemka poprosić o współpracę na oficjalnej, lub wykupywać za niego serwer. 
Pani Karolina Staszewska, bohaterka drugiej części zabawy, reklamowana jako pokorna duszyczka, która chciała tylko pomóc, też okazała się bardziej barwna, niż sądzono:

Karolina Staszewska
A to kto założył?
21 lutego o 17:38
...
S.P. Records my!
23 lutego o 15:48

Karolina Staszewska
Bardzo więc dobrze, ja spróbuję odbić fan page kazikowy, by można było zeń korzystać.
23 lutego o 19:44
Facebook, 23 lutego

W sprawę włączył się też jedyny słuszny artysta, Zbigniew Hołdys:

Czytam polemikę  fana Kazika z Kazikiem na fańskiej stronie netowej tego fana - fanem, który prowadził tę stronę zbudowaną na nazwisku "staszewski" - i myślę, że taki fan to jest dramat dla artysty. Kocha szaleńczo, pracuje życzliwie i ofiarnie, aż pewnego dnia mówi artyście "posuń się, ja też tu mam swoje miejsce, w tym łóżku". Wtedy, co oczywiste, zostaje  sprowadzony na ziemię i wówczas staje się wrogiem niszczącym jak pożar. Rzuca cień, opluwa,  ujawnia prywatne korespondencje, rozmowy, jak trzeba to obsikuje rodzinę artysty i wbija artyście knypa w plery.
(...)
Fan Kazika postanowił, że to on będzie decydował o tym kto i co będzie na Kazikowej stronie reklamował. A żądanie Kazika, by reklamy usunął (Kazik nie reklamuje nigdy niczego) potraktował aferą na całą Polskę, którą teraz wycierają sobie mordy i dupy wszyscy - łącznie z PiSmenami, tabloidami i innymi politycznymi frajerami. 
Facebook, 4 maja

Dramatyczny, emocjonalny wywód pana Hołdysa byłby może ciekawym dodatkiem do konfliktu, jednak 
deklasuje go całkowity brak znajomości sytuacji.

Podsumowując:

była sobie taka strona i historie w niej przepiękne
a królewicz - zbroję lśniącą miał.
Tęgo łotrom skórę piorąc zwiedził świat krainy biorąc
żywcem dźwiękiem i akordem, łomot nut

Że kultury był istotą i w istocie tą kulturą
na kulturze tarczy, wspierał się
Obijając po fetorach, mieszkał w Polsce gdzieś,
na torach, życia, popijając sen

Tak zgromadził skarb i armię,
armię uczuć od tych marnie
prozy życia oddzielając pasji cud

wiódł prowadził już w świat barwny
w którym każdy choćby marny
odnajdywał w tym zepsutym dźwięku gród

Tak się zjawił GalAnonim, on tę stronę
a w niej o nim, ukorzenił, zakorzenił wieści plótł
i minęło tak lat z dziesięć - co powiecie by się przesiąść
zapytała - ta od minus jeden wnuk

JA NIE LUBIE HAMBURGERÓW I NIE LUBIĘ TEŻ TOSTERÓW
A NAJBARDZIEJ JUZ NIE LUBIĘ MOKRYCH NÓG

ja rozumiem że pijani, ja rozumiem że narwani
ja rozumiem nawet coś ty do mnie plótł

ja muzykę bardzo lubię, mądre teksty - KU MEJ ZGUBIE!!!
...nie rozumiem tylko takich ciężkich słów

że zabrakło raz dziękuję, ŻE nie było że winszuję
że nie było że zapraszam. No brak taktu

no!!!!!!!!

przepraszam!!

wtorek, 3 maja 2011

Oh Land - Oh Land [2011]



Przy tej płycie prawdopodobnie wypruję flaki, żeby uświadomić, że warto, bo absolutnie nie jestem obiektywna.
Nanna jest piękną i utalentowaną Dunką. Ma magnetyczny głos, a jej piosenki zniewalają. Pierwszy raz usłyszałam ją w pokoju siostry i już wtedy wiedziałam, że to zjawisko. Każdy kawałek, każdy pojedynczy dźwięk jest doskonały i na miejscu. Ciężko mi wybrać nawet dwie piosenki do przetestowania. Decyduję się na singiel Wolf & I, czyli rzeczoną piosenkę, dzięki której ją poznałam i może Perfection, utwór otwierający. Już teraz zazdroszczę tym, którzy słuchają jej po raz pierwszy.
Jak to mówią, kurwa-magia.


poniedziałek, 2 maja 2011

Długo nosiłam się z zamiarem założenia drugiego, stricte muzycznego bloga. Teraz, kiedy moje marzenia o studiowaniu dziennikarstwa muzycznego uleciały wraz z echem po informacji, że rok na UWR kosztuje siedem tysięcy (tak, warto było wcześniej sprawdzić), zdecydowałam się choć w niewielkim stopniu zaspokoić swoje zapędy dzieleniowe. Zacznijmy więc.


The Raveonettes -  "Raven in the Grave" [2011]






Pierwszy raz zetknęłam się z nimi na stronie informacyjnej OFF Festivalu. Spodobał mi się ich nieszablonowy teledysk do Heart Of Stone i, choć wiedziałam, że połaszę się raczej na The Very Best, postanowiłam przesłuchać ich na spokojnie u siebie. Przypomniałam sobie jednak jakieś dwa tygodnie temu, więc przesłuchałam "In And Out Of Control", ze szczególnym uwzględnieniem Last Dance. Kilka dni temu postanowiłam sięgnąć po ich ostatnie wydawnictwo.
Jako, że mam słabość do The Cure i automatycznie wyłapuję ich wszelkie wpływy (np. The Walk w Government Hooker Lady Gagi w remiksie Muglera), już w pierwszym utworze dostrzegłam delikatną stylistykę na rockową legendę, której konsekwentnie trzymają się na całym albumie. 
Rozmyty, subtelnie niepokojący, silnie gitarowy pierwszy kawałek zapowiada ciekawe doznania. Do spółki z War In Heaven, wprowadza w wolniejsze ścieżki, między innymi singiel Forget Than You Young. Słodziutki i czyściutki numer nie gwarantuje niestrawności, zostawia jedynie ślad wspomnienia i zdziwienie, że akurat on promuje płytę.
Potem zaczyna się moja ulubiona trójca: Apparitions, Summer Moon i Let Me On Out. Spokojne, nieco noisowe ale i subtelne kawałki zawsze cieszyły się moim uznaniem. Podoba mi się również zakończenie albumu. Doskonale zamyka całość, dopełnia sympatyczne wspomnienie. 
Podsumowując, cieszę się, że zwróciłam uwagę za ten zespół. Analizując całą twórczość pani i pana z The Raveonettes, śmiało można stwierdzić, że wykonali dobrą, godną polecenia robotę.